Któregoś pięknego wieczoru u Joanny Anny wpadła mi w ręce książka dotycząca totalnie abstrakcyjnego pojęcia, jakim jest samodyscyplina. Do dziś niekoniecznie rozumiem w pełni jego znaczenie, bowiem za diabła nie umiem tego wprowadzić w życie.
wtorek, 20 listopada 2012
piątek, 9 listopada 2012
19 rzeczy, które lepiej się robi z facetem.
zdjęcie ze strony: http://piccsy.com/2012/11/photo-b3029d58c |
sobota, 3 listopada 2012
Co z łóżka, to z serca.
Odwyk od kawy się nie udał, wytrzymałam 4
i ½ dnia i dziś, po przejechaniu jakichś 35km rowerem uległam pokusie.
No ale jakby nie patrzeć, chyba pobiłam swój rekord. Zdrowy tryb życia
jest na wyciągnięcie ręki (macie nawet jedno z moich ulubionych śniadań
na zdjęciu ;]). Ale nie o tym chciałam pisać. Wczorajsza rozmowa z Hanną
zainspirowała mnie do rozważań o związkach. Albo raczej o ich braku.
Zdziw się.
Pada deszcz. W końcu. Nie przynosi jednak tak wyczekiwanej
ulgi. Zawsze lubiłam deszcz. Sam fakt, że pada z góry, z nieba, był dla mnie od
dawna magiczny. Dziś spada lekko, nie spieszy się. Powiedziałabym, że jest w
tym nawet coś figlarnego. Nie mam pojęcia, jakim trzeba być ignorantem, by
uznać to zjawisko za przygnębiające. Tak samo w życiu są momenty, w których
radość istnienia przesłania chmura niepowodzeń. Są one niezwykle ważne. Dzięki
nim doceniamy szczęście. Tak więc osobiście nie mam nic do deszczu. Wręcz
uwielbiam dostrzegać w zwykłych, banalnych (na pozór) rzeczach, zjawiskach,
miejscach, tą nić, niteczkę czy nawet jej wątły cień, niezwykłości. Trzeba w
życiu nieustannie się dziwić. Przypomina mi się często fragment „Malowanego
pocałunku” kiedy Emilia wspomina pierwszą lekcję rysunku z Gustavem, gdy
położył przed nią cegłę i kazał ją narysować. Grzeczna uczennica sumiennie
wykonała polecenie. Jak się okazało, nie tak jak trzeba. Emilia nie rysowała
cegły, która przed nią leżała. Odtwarzała z pamięci obraz cegły, która jest prostopadłościanem,
nie zauważając, że ta przed nią być może ma pewne braki, przebarwienia, albo
inny szczegół, którego rozum przyjąć nie chce, bo nie odpowiada temu, co ma
utrwalone. Tak samo mamy w życiu. Przyzwyczajamy się. Obrzydliwe. Ja uwielbiam
poznawać codziennie na nowo.
D.
Bailando!
Fajnie
pojechać na wakacje, na które się napaliło już w kwietniu. Bo w sumie
cóż jest lepszego niż poznawanie nowych ludzi, przekonywanie się do
nowych rytmów, oddychanie hiszpańskim, ciepłym powietrzem i zwiedzanie
miast, które czasem śnią się po nocach?
Test
O
8:40 zjawiam się przed drzwiami mojego miejsca pracy. Mimo tak wczesnej
pory, słońce już daje się we znaki. Otwieram drzwi i momentalnie czuję
jak moje ciało pokrywa się kropelkami potu. Ludzie stoją w kolejce na
pierwsze piętro, poupychani najściślej jak się da. Widać, że niektórzy z
nich niedawno wstali, jeszcze przecierają zaspane oczy i próbują uporać
się z upałem. Z trudem udaje mi się przedrzeć na piętro. Mimo, że
znam niemal wszystkich, rzadko kto potrafi spojrzeć mi w twarz i
przywitać się. Procedura ta powtarza się co czwartek. Tak już jest.
Wszyscy tu zaglądają ale mało kto przyznaje się do tego otwarcie
ukrywając reklamówki z logo sklepu, jakby było się czego wstydzić. Ludzi
tych łączy w zasadzie jedno. Błysk w oku jaki zapewne widzi się u
dzikich zwierząt przed rozszarpaniem wypatrywanej ofiary. Tak, to
dżungla. Witajcie w miejscu, gdzie poznaje się ludzkie charaktery często
skrupulatnie skrywane za kitlem, albo elegancką garsonką urzędniczki.
Second-handzie.
Czarna Hańcza nie wykańcza!
W ramach tworzenia nowej tradycji,
zdecydowaliśmy się, po wielu przebojach udać się na spływ. Wyszło, że w
nieco okrojonym składzie, ale niczego to tak na dobrą sprawę nie
zmieniło, bo było całkiem sympatycznie. Zaczęliśmy subtelnie, knując
drobną intrygę urodzinową dla naszego zeszłorocznego Kapitana, który tym
razem mianowany został Xsięciem, jak widać na załączonym obrazku. W
ramach naszego niespodziewanego, wcześniejszego przybycia, Przemysław
rozpalił grilla i razem z Grzegorzem popisywali się swoim kunsztem i
mieliśmy szansę podziwiać w akcji mistrzów w swoim fachu. Zaprawdę
powiadam wam, jeden lepszy od drugiego, bowiem o ile Przemysław tylko
spalił całą dostępną karkówkę, o tyle Grzegorz doprowadził do tego, że
płonęła żywym ogniem. Trudna sztuka. W międzyczasie ogarnialiśmy nasz
śpiewnik spływowy, odkrywając w nim braki, ale mimo tego okazał się
przydatny.
Rozpusta na Rospudzie..
...czyli sześć
dni beztroskiego życia w dziczy. Przeważnie bez zasięgu, z ograniczonym
dostępem do prysznica (2 zł za 2 min), nadmiarem alkoholu, gitarą,
niedoborem snu, pod namiotami i w kajakach. A wszystko to w otoczeniu
przepięknej, suwalskiej przyrody.
Sen o Paryżu
Wejście z naręczem książek podczas trzydziestostopniowego upału
do mieszkania na poddaszu, wydaje się być dziś dla mnie cudem nie do
osiągnięcia.
Jak zwykle zapodziałam klucze a Paco, zamiast wspierać mnie, woli biegać dookoła wesoło machając ogonem i rwąc się do zabawy. Czasem zastanawiam się, skąd ten szalony pies ma w sobie tyle energii. Kiedy wreszcie udaje mi się uporać z drzwiami dochodzę do wniosku, że mam dziś kiepski humor. Z ulgą opieram się o drzwi, by zaczerpnąć powietrza.
Jak zwykle zapodziałam klucze a Paco, zamiast wspierać mnie, woli biegać dookoła wesoło machając ogonem i rwąc się do zabawy. Czasem zastanawiam się, skąd ten szalony pies ma w sobie tyle energii. Kiedy wreszcie udaje mi się uporać z drzwiami dochodzę do wniosku, że mam dziś kiepski humor. Z ulgą opieram się o drzwi, by zaczerpnąć powietrza.
Myśli podróżne
Czasem, w trakcie
długiej wyprawy, do głowy napływają setki nieuporządkowanych myśli.
Czasem są ze sobą powiązane, czasem zupełnie luźne, przyjemne i
odstręczające, dotyczące zarówno wspomnień jak i przyszłości. Są na tyle
upierdliwe, że odwracają uwagę od czytanej książki, ale na tyle ulotne,
że na dobrą sprawę nie sposób skupić się tylko na nich.
Subskrybuj:
Posty (Atom)