|
Zdjęcie ze strony: http://piccsy.com |
Nie przepadam za starszymi ludźmi w autobusach, którzy
przypadkowo poznanym osobom gotowi są między kolejnymi przystankami opowiedzieć historię
swojego życia. Zwykle nasz grzecznościowy uśmiech, który dla nas oznacza
skończoną wymianę informacji o tym, że autobus już pojechał albo znów się
spóźnia, traktują jako zaproszenie do rozmowy. Zazwyczaj, miedzy innymi
dlatego, mam po prostu słuchawki w uszach. Tamtego jesiennego, słonecznego
dnia, jak na złość autobus spóźniał się 40 minut a bateria w mp3 się
wyczerpała, więc byłam bezbronna. Idealny cel. Szybko zostałam zaatakowana
przez milusińskie babcie. Przeprowadziłam kilka rozmów o tym jak to
fajnie, ze świeci słońce albo jak to beznadziejnie, że znów trzeba czekać.
Jedna z nich nie miała ochoty tak szybko kończyć i ucieszona wiadomością, że
także czekam na 8-kę, rozpoczęła ze mną konwersację. Od początku była inna niż
reszta. Nie narzekała a na jej twarzy był uśmiech. W autobusie zajęła mi
miejsce i z tym samym szczerym uśmiechem zaczęła opowiadać o mieście ze swojej
perspektywy. Jechałyśmy a ja miałam
wrażenie, że jestem razem z nią, jak opowiada mi, że tu spotkała się pierwszy
raz ze swoim mężem, który teraz czeka na nią w domu z pulpetami, a tam stała 4
miesiące po kredens. To było fajne uczucie móc w ten sposób spojrzeć na miasto.
Prawie godzinna podróż minęła mi jak 10 minut. Kiedy już zbliżaliśmy się do
mojego przystanku spojrzała na mnie poważnie i powiedziała: dlaczego wy młodzi
tak się spieszycie? Jesteście tacy niecierpliwi.