sobota, 3 listopada 2012

Sen o Paryżu

Wejście z naręczem książek podczas trzydziestostopniowego upału do mieszkania na poddaszu, wydaje się być dziś dla mnie cudem nie do osiągnięcia.
Jak zwykle zapodziałam klucze a Paco, zamiast wspierać mnie, woli biegać dookoła wesoło machając ogonem i rwąc się do zabawy. Czasem zastanawiam się, skąd ten szalony pies ma w sobie tyle energii. Kiedy wreszcie udaje mi się uporać z drzwiami dochodzę do wniosku, że mam dziś kiepski humor. Z ulgą opieram się o drzwi, by zaczerpnąć powietrza.
Od upragnionego łóżka dzieli mnie jeszcze 56 wyjątkowo trzeszczących stopni.
Nawet jak na wiekową paryską kamienicę. Przez ich trzeszczenie przebija się kakofonia dźwięków dochodzących z mieszkań sąsiadów. Im wyżej dochodzę, tym wyraźniej słyszę tak dobrze znaną mi gitarę Raphaela. Mimowolnie się uśmiecham, a książki i reszta rzeczy zdają się tracić coś ze swojego ciężaru. Kiedy wchodzę przestaje grać, podnosi głowę i posyła mi uśmiech, dla którego warto było przetrwać wszelkie trudności dnia.
Oto i on. Mój Raphael. Mogłabym rozpływać się nad głębią spojrzenia jego brązowych oczu, idealnymi rysami mięśni brzucha, kiedy nonszalancko siedzi na parapecie, albo niesfornością kasztanowych loków kręcących się frywolnie na jego skroni. Powiem wprost- 186 centymetrów czystego seksu. Mimo upływu lat, pod wpływem jego spojrzenia ciągle jestem tą samą 19- letnią dziewczyną, która otworzyła przed nim swoje serce i dała się uwieść.
Kiedy wracam z pracy, zawsze widzę go w tym samym miejscu, w tej samej pozycji i za każdym razem serce bije mi szybciej i zapominam, ze ten dzień jeszcze kilka minut temu spisałam na straty.
Przelotnie patrzę na niego i stwierdzam, że jego złota opalenizna stanowi idealny kontrast dla brzoskwiniowych ścian naszego mieszkania. Przygotowując lemoniadę i coś do przekąszenia, opowiadam mu o dniu w pracy. On w tym czasie brzdąka swoje melodie, ale jestem pewna, ze mnie słucha. W końcu przypomina mi, że dziś piątek. Piątek oznacza dla nas jedno- spotkanie z nocnym życiem Paryża, na które czekamy cały tydzień.
Momentalnie zapominam o wszystkich trudnościach i o tym, że mam do przeczytania kilkanaście nudnych książek. Udziela mi się jego beztroski humor. Biorę prysznic w przytulnej, zielonej łazience. Woda jest dość zimna, na co narzekam zimą, ale uznaję za zbawienne latem. Chłodne krople błąkają się po moim ciele przynosząc orzeźwienie. To zadziwiające, ile jestem w stanie wybaczyć temu mieszkaniu dla jednego widoku. Widoku wieży Eiffla skąpanej w zachodzącym lipcowym słońcu. Nie wycieram się ręcznikiem, zakładam moja ulubioną koszulę Raphaela. Jego zapach jest lepszy niż wszystkie balsamy razem wzięte W końcu zmierzam w stronę upragnionego łóżka. Po drodze biorę butelkę naszego ulubionego wina i dwa kieliszki.
Kiedy w końcu wygodnie się na nim układam, czuję, ze tego właśnie potrzebowałam.  Zamykam oczy i popijając wino słucham Raphaela. Często myślę o tym, jak wielką jestem szczęściarą mając go u swojego boku. Siedzi na parapecie otwartego okna z jedną nogą zgiętą, żeby przytrzymać gitarę a druga swobodnie zwisa mu w pokoju. Jest bez koszulki, dzięki czemu mogę podziwiać jego idealne ciało. Nie przeszkadza mi, że mimo upału od patrzenia na niego robi mi się jeszcze cieplej. Zatracam się w spokojnej melodii i niemal nie zauważam, kiedy do mnie przychodzi. Przytula się i śpiewa mi do ucha najcudowniejsze piosenki, jakie kiedykolwiek słyszałam. Trwamy tak chwilę rozkoszując się tym błogim sam na sam. W końcu, nie bez ociągania się, wstaję. Czas przygotować się do wyjścia. To dziwne, ale zawsze kieruję się najpierw w stronę toaletki, a nie szafy. Zakładam na szyję sznur pereł, z których zapięciem na pomoc przychodzą mi sprytne dłonie Raphaela. Pryskam się ultravioletem roztaczając wokół siebie słodką woń moich ulubionych perfum. Dopiero wtedy czuję się gotowa by  wybrać sukienkę. Po dłuższej chwili decyduję się na fioletową w drobne groszki i lekkie sandałki. Jeszcze jedno spojrzenie w lustro i mogę wychodzić. Raphael odkłada gitarę i bierze mnie za rękę. Nie przeszkadza mi, ze jest tyle wyższy. Mówiąc szczerze, ta różnica wzrostu działa na moją korzyść. Zamykam za sobą drzwi naszego mieszkania i wychodzimy, by zatracić się w Paryżu, który dopiero nocą zaczyna żyć.

D.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...