Czasem, w trakcie
długiej wyprawy, do głowy napływają setki nieuporządkowanych myśli.
Czasem są ze sobą powiązane, czasem zupełnie luźne, przyjemne i
odstręczające, dotyczące zarówno wspomnień jak i przyszłości. Są na tyle
upierdliwe, że odwracają uwagę od czytanej książki, ale na tyle ulotne,
że na dobrą sprawę nie sposób skupić się tylko na nich.
I takie właśnie myśli
dopadły mnie podczas powrotu z chłodnej, podlaskiej ziemi. Po prostu
przemykały przez głowę, niewiele wolniej niż padający za oknem autobusu
śnieg. Czasem wywoływały uśmiech, czasem konsternację, a czasem
pojawiały się same obrazy. Sceny, które chce się pamiętać, a
jednocześnie nie wiadomo, dokąd te wspomnienia nas zaprowadzą. Uwielbiam
samotne podróże. Właśnie podczas nich do głosu dochodzi to wszystko, co
zdążyło się nagromadzić w trakcie pobytu w najmroczniejszych
zakamarkach umysłu, bez względu na to, jak zmęczona jestem. Kilkoma
jestem w stanie się podzielić, choć w zasadzie nie są powiązane z
niczym, a jednocześnie oddają wszystko.
Namiętności umierają w
chwili, w której się rodzą. Nie ma sensu żałować rzeczy, które po prostu
musiały się stać. Zrozumiałam, że trzeba do maksimum wykorzystywać
sytuacje, jak chociażby cieszyć się każdym niespodziewanym, wręcz
skradzionym, pocałunkiem, zwłaszcza tym przeznaczonym dla kogoś innego.
Prosta, dawno odkryta prawda, która głosi, że należy cieszyć się z
małych rzeczy. Niby wszyscy o tym wiemy, ale jak zwykle nic z tego nie
wynika. Choć przyznaję, że niemałą radość, w nieznacznym stopniu
połączoną z zaskoczeniem, sprawił mi odkryty podczas jazdy niewysłany
sms. Urok posiadania nowego telefonu.. Patrząc na zawarte w tej
wiadomości wyznanie, doszłam do wniosku, że może to i lepiej, że nie
została wysłana. Mogłaby zmienić zbyt dużo, a przecież ferie, wakacje i
inne urlopy nie są od wywracania życia do góry nogami.
Poza tym, poczyniłam
spostrzeżenie, że na starość, kiedy zostajemy sami i odcinamy się od
świata, bo ciekawsze od tych wszystkich zwariowanych, dynamicznych
rzeczy, ludzi i wydarzeń wokół, wydaje nam się pogrążanie we własnej
samotności i koncentracja na ekranie telewizora, zaczynamy się cofać do
korzeni. Wiem, nic odkrywczego, ale dopiero teraz uderzyło mnie to z
całą mocą. Niemal dwutygodniowa obserwacja doprowadziła mnie do wniosku,
jakoby na skutek utraty zwykłej, ludzkiej ciekawości świata, ludzie
wypierali wszystko, czego zdążyli nauczyć się przez te długie, żmudne
lata, poświęcone na samorozwój, a w zamian powracają do dawno
porzuconej, i wydawałoby się zapomnianej, mentalności, przykładowo
wiejskiej, i światopoglądu. Zagmatwałam, ale chyba nie umiem tego lepiej
ująć. W każdym razie, jeżeli za jakieś 50 lat wygłoszę coś, co będzie
drastycznie różne od tego, w co wierzyłam przez całe życie, to po prostu
mnie zastrzelcie. Nie chciałabym na starość być osobą zagubioną we
własnej przeszłości, tylko dlatego, że zapomniałam, jak bardzo
interesuje mnie wszystko, co mnie otacza, a co jest tak inne od tego, do
czego przywykłam.
Tak na dobrą sprawę
mogłabym tak w nieskończoność, ale myśli podróżne mają to do siebie, że
pojawiają się tylko podczas wojaży. Jeżeli wtedy nie zostaną uchwycone,
to przepadają. Pewnie wrócą, kiedy tylko wyruszę w dalszą drogę. Taki
już ich urok. Myśli luźne, wybiegające w przyszłość i wracające do
przeszłości, nie powiązane ze sobą, nie prowadzące do żadnych ważnych
wniosków. Myśli podróżne.
A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz