Źródło |
Kolega Mariusz stwierdził kiedyś,
że małe kłamstwa to dobra rzecz. Tak ogólnie, w życiu. Trudno się z nim nie
zgodzić, zwłaszcza kiedy dotyczą kwestii
błahych, w stylu: „taaaaak, ten uciekający autobus wcale nie jest nasz”. Takie
drobne minięcie się z prawdą nie pozbawi więc nikogo dobrego humoru, a co
więcej nie będziecie zmuszeni do podejmowania drastycznych środków w postaci
rozpaczliwego sprintu za odjeżdżającym centralnie sprzed nosa pojazdem. Dzięki
temu nikt też nie nabawi się kontuzji. Tyle wygrać.
Problem pojawia się jednak w
samej definicji owego małego kłamstwa. Dla jednych jest to ww. numer autobusu,
dla innych z kolei twierdzenie o ukończeniu studiów. Ot, drobne zamieszanie w
faktach i nikomu nie dzieje się krzywda. Pozornie. Bo przecież kłamstwo jest be
i w ogóle złe i wszyscy obligatoryjnie powinniśmy mówić prawdę, bo jak nie, to
będziemy się smażyć przez wieczność na piekielnym rożnie. Perspektywa niezbyt
kusząca, prawda?
Lepiej więc nie kłamać, nawet
jeśli wydaje nam się, że to jest jedyna dostępna akurat opcja. Nadmiar małych
kłamstewek kumuluje się w historię, której nawet zmyślający nie ogarnie. I
wtedy robi się nieprzyjemnie. Albo śmiesznie, zależy od perspektywy.
Jest jeszcze jedna możliwość.
Mianowicie, proponuję ustalić jakąś precyzyjną definicję owego małego kłamstwa.
Nie żadne „zgodne z sumieniem”, bo moralność jest kwestią dyskusyjną i jak
widać na powyższych przykładach, dla jednych „coś ty, to stara sukienka, tylko
jeszcze w niej nie chodziłam” jest równoważne z „oczywiście, że to twoje
dziecko”.
A.
Świetny obrazek.
OdpowiedzUsuńMałe kłamstwa faktycznie sprawiają, że nie zachodzi żadna większa komplikacja. Problemem dopiero staje się, gdy poważniejsze przeinaczenia budujemy z kilku malutkich tak, jak ta kumulacją, o której wspomniałaś. Bardzo dużo osób ma problem z wyczuciem granicy małego kłamstwa. Jak z rakiem - jedna fałszywa, mała cząstka infekuje resztę i zaczyna się rozrastać. Dlatego najlepiej - jak to sama stwierdziłaś - nie kłamać wcale, choć z tym też jest problem, bo bardzo łatwo oszukać siebie samego - np. co do swoich emocji, tego, co się czuje. Myślę, że każdy miał w życiu moment kiedy kłamstwo zrujnowało mu coś ważnego. A jeśli nie - piekielnie zazdroszczę każdej takiej jednostce z osobna.
Każdy kiedyś skłamał, ale tylko efekt wywarty tymi fałszywymi słowami może nas nauczyć prawdomówności. Jeśli udało się coś osiągnąć (pozytywnego, oczywiście) za pomocą kłamstwa, to wątpliwe, aby taka osoba już nie skłamała. Ale każde kłamstwo ma krótkie nogi i przyjdzie taki dzień, że i ta osoba dojrzy swój błąd.
Miło się czytało :) /Maniura