Szymonowe książki |
Jak wiadomo, większość rodaków
nie czyta nawet jednej książki rocznie. A jeśli już któremuś się zdarzy, to
sięgają po wydawnicze hity w postaci Zmierzchu
czy 50 twarzy Grey’a. Z jednej strony
fajnie, fajnie, ale z drugiej.. Nie podoba mi się. Bo patrząc na poziom
literacki obu wyżej wymienionych, a raczej jego brak, stwierdzam, że należy się
pochylić nad losem literatury i gorzko zapłakać. Ale nie o tym chciałam, do
tego kiedyś jeszcze wrócę.
Otóż książki.. Historie spisane
przez kogoś dla kogoś. Strony zadrukowane literkami, które tworząc zwyczajne
ciągi znaków zabierają nas w podróż do innych światów. Rozwijają wyobraźnię.
Odrywają od rzeczywistości. Skłaniają do przemyśleń. A jednak tak mało osób je
czyta.
Pamiętam, że kiedy byłam młodsza
nie do pomyślenia dla mnie było, żeby zagiąć róg w jakiejkolwiek książce, a nie
daj boże cokolwiek zakreślić. Na szczęście już z tego wyrosłam. Nie mam
absolutnie nic przeciwko temu, żeby podkreślać, zaginać, rysować i bazgrolić,
na dowolnej stronie, na marginesie, między wierszami, wszędzie. Przecież to
zwykły przedmiot.
Kilka lat temu, podczas wakacji,
wpadła mi w ręce właśnie taka książka. Zmęczona, nadniszczona, cała popisana.
Niektóre notatki były całkowicie nieczytelne, zatarte przez czas i kolejnych
użytkowników. Początkowo starałam się je ignorować, z czasem odkryłam, że nie
jedna, lecz kilka osób umieściło swoje przemyślenia na kartkach tej historii.
Czyjeś podkreślenia przykuwały wzrok, szybko napisane słowa oddawały odczuwane
wtedy wrażenia. Z niektórymi się zgadzałam, inne wzbudzały głęboki sprzeciw. Ta
książka, poza opowieścią w niej ukrytej, opowiadała też historię jej
czytelników. Stanowiła łącznik pomiędzy ludźmi, którzy najprawdopodobniej nigdy
się nie poznali, ale mieli ze sobą tak wiele wspólnego. Dzielili się myślami,
choć nieświadomie. Z jednej strony było to dla mnie tak trudne, jak
przeczytanie cudzego listu.. Miałam przecież świadomość, że mam wgląd w czyjeś
uczucia i myśli. Z drugiej to jednak coś szalenie intymnego. Ktoś zupełnie bez
takiego zamiaru zdradził mi swoje emocje i przemyślenia. Dopisałam własne.
Nawet nie pamiętam tytułu tej
książki. Ale do dziś, zwłaszcza kiedy wypożyczam coś z biblioteki albo pożyczam
od znajomych, wraca do mnie tamto wrażenie. Ekscytacja. To chyba najlepsze
określenie. Było bowiem coś niezwykłego w tym, że mogłam umieścić swoje myśli
obok czyichś, wzruszać i śmiać w tych samych momentach, złościć w innych,
polemizować z kimś, kto miał inne zdanie. Stąd mój apel: ludzie, piszcie w
książkach! Stworzycie zupełnie inną historię.
A.
Każda książką trochę inaczej oddziałuje na różne osoby. Dzielenie się przeżyciami to rzecz ludzka choć niekoniecznie podziela zdanie, że powinno dziać się to w książkach, gdzie w końcu pod natłokiem opinii zgubisz główny tekst. Zresztą pożyczając komuś książkę nie chciałabyś dostać ją z powrotem pomazanej, popisanej i pogniecionej. Od tego właśnie jest internet jak ten blog na dzielenie się wszystkim. Ok, ok, ok.. Rozumiem jest to magiczne,ale nie koniecznie słuszne.
OdpowiedzUsuńZdefiniuj pojęcie 'słuszne' :)
OdpowiedzUsuńPopieram filozofię pisania w książkach, ale trzeba się liczyć z artystami i poetami o mentalności przejechanego kota, ozdabiających niewinne karty anatomią człowieczą bądź łaciną podwórkową, nie przeczytawszy wcześniej pierwotnej historii, bo nie znają aż tylu literków.
O trwarzach Graya słyszałem wiele od koleżanki, nachwalić tej książki nie mogła... A co do tematu, polecam Ci przeczytać Nostalgię anioła, A. Sebold, naprawdę świetna pozycja!
OdpowiedzUsuńA gdyby tak napisać jakąś historię do połowy, puścić książkę w obieg, pozwalając by każdy czytelnik dopisał coś od siebie i odzyskać ją po pewnym (dłuższym) czasie? :D
OdpowiedzUsuń