poniedziałek, 28 października 2013

Parsifal w operze



 Jeśli cierpicie na 5 godzin wolnego czasu w okolicach weekendu i macie chęć na posłuchanie pięknej mowy niemieckiej w operowej wersji oraz potrzebę odchamienia się, to śmiało uderzajcie do Teatru Wielkiego w Poznaniu, bo takie rzeczy to tylko tam. Jak chcecie, to weźcie ze sobą Błażeja. Myślę, że z przyjemnością jeszcze raz zobaczy to widowisko, a jego obecność będzie dla was wartością dodaną do całego wypadu.

Generalnie osobiście bardzo lubię sam budynek opery, choć przyznaję, że obecność tego olbrzymiego żyrandola nad moją głową nie wzbudza we mnie poczucia bezpieczeństwa. Nawet mimo siatki zabezpieczającej. No ale to taka tam dygresja. Zaczęło się obiecująco, bowiem przez dość znaczną część pierwszego aktu napisy nie funkcjonowały wcale. Tak mniej więcej w połowie tego czasu dotarło do mnie, że śpiewają po niemiecku, ale wcale nie ułatwiło mi to zrozumienia, o czym.

Scenografia była dość intrygująca, choć minimalistyczna. Lepiej by było, gdyby opowiedział wam to Błażej, bo był autentycznie zajarany. Po mojemu nie wszystko było jasne, wyobraźnia podsuwała różne wytłumaczenia poszczególnych elementów. (Dlaczego P. miał białe palce?!) Pojawienie się napisów niczego nie ułatwiło. Ot, urok sztuki. Ale ja tam jestem ignorantką. Muzyka stanowiła najlepszy element tego wszystkiego. No ale co Wagner, to Wagner i wybór był w pełni świadomy. Samego wykonania oceniać nie zamierzam, bo się nie znam. Niemniej, podobało mi się średnio, może jestem za młoda na operę. Najlepszy był II akt, dziewczyny kwiaty wymiatały. Chóry też brzmiały świetnie. Chyba lubię chóry. 

Parsifal opowiada nam historię opartą o legendę o rycerzach Okrągłego Stołu. Nazwałabym to swobodną interpretacją, gdybym wiedziała, co to znaczy. Ale to tam. Generalnie wszystko kręci się wokół tego, żeby nie ulegać pokusie miłości zmysłowej, bo ten, któremu się to uda, posiądzie siłę Graala. W drugim akcie urzekła mnie scena niszczenia zamku. Nie ma to jak odrobina zdrowej destrukcji.

Zdjęć w trakcie robić nie można, ale mniej więcej tak to wyglądało w pierwszym akcie :]

 Czy warto iść? Warto, choćby w ramach poszerzania światopoglądu. Ale idźcie z jakimś pasjonatem, bo jak nie lubicie takich imprez, to możecie zasnąć z nudów. Szczerze mówiąc, jeszcze nie zdecydowałam, czy mi się podobało. Ogólne wrażenia mam pozytywne, ale nie ukrywam, że zachwycona nie jestem. Ale to pewnie przez to, że jestem przyzwyczajona do produktów instant – trwających nie dłużej, niż 2h.

A.

1 komentarz:

  1. Białe palce Parsifala symbolizowały jego czystość i nieskazitelność czynów ;) Pozostałe wątpliwości rozwiązałem podczas przerw, tym samym rozwiązałem całą zagadkę Grala!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...