niedziela, 29 września 2013

Życie kibica


Tańczymy labada, labada...

Wiadomo. Jesteśmy w kibicowaniu najlepsi na świecie.  Ale właściwie co to znaczy? Siedząc ostatnio w Ergo Arenie na meczach reprezentacji (i nieco wcześniej na Lidze Światowej) zauważyłam kilka rzeczy. Atmosfera jest obłędna, tej biało-czerwonej euforii nie da się porównać absolutnie z niczym. I temu nie da się zaprzeczyć. Na arenie międzynarodowej zaś uważani jesteśmy za kulturalnych fanów, nasz doping nie jest dla nikogo obelżywy i przeciwników traktujemy z mniejszym lub większym, ale jednak szacunkiem (nie to, żebym się czepiała bułgarskich kibiców, czy coś).


Bycie kibicem w Polsce nie jest łatwe. Praktycznie nie mamy dyscypliny, w której jesteśmy bezdyskusyjnym faworytem. Każdy sukces cieszy, ale kiedy go nie osiągamy musimy przełknąć kolejną pigułkę goryczy. A mimo to stajemy na posterunku za każdym razem, gdy drużyna nas potrzebuje, wierzymy bez ustanku, kochamy ich mimo wszystko i przeżywamy razem z nimi wygrane i przegrane.  

Rzeczą oczywistą jest, że na mecze chodzi się nie dla samych meczów. W zasadzie z trybun dużo boiskowych akcji umyka, no ale powtórki spotkań w tv po coś w końcu są. Idzie się przeżyć emocje, poczuć jednością z ludźmi, którzy mają taką samą pasję. Przyznaję, że zaimponowała mi postawa Klubu Kibica Reprezentacji Polski. Nie usiedli nawet na chwilę, nieustający w swoim dopingu. W jedenastotysięcznym tłumie byli tylko kroplą, bo zajmowali zaledwie jeden sektor. Ale od nich czuło się najwięcej pozytywnych wibracji. Polegali tylko na bębnie, swoich gardłach i rękach. Starali się nawet rozruszać resztę hali. Ale to, co najbardziej utkwiło mi w głowie to to, że nawet podczas zagrywki przeciwników oni dalej robili swoje. Nikogo nie próbowali dekoncentrować, nie gwizdali, nie buczeli, tylko skandowali „Polska!”. To jest, moi mili, kulturalny doping. Bo dmuchanie w te cholerne trąbki nie ma z takim nic wspólnego. Jak dla mnie powinny być one konfiskowane przed wejściem, bo zakłócają innym nawet słuchanie własnych krzyków. W Spodku pierwszy raz mi się zdarzyło stać obok narąbanych w trzy dupy gości, prezentujących poziom niewiele wyższy niż bułgarscy kibice. To nie jest na szczęście model, który sobą reprezentujemy i cieszę się, że takie obrazki to wciąż rzadkość w polskich obiektach siatkarskich. Ale kibol i kibic to dwa skrajnie różne pojęcia. 

Fajnie by było, gdyby więcej ludzi przejęło model Klubu Kibica, zwłaszcza element ze wspieraniem własnej drużyny podczas odbioru, a nie hejtowanie przeciwnika w trakcie zagrywki. Ale to kosmetyka bo, wykluczając powyższe smaczki, jest fantastycznie. Moglibyśmy zorganizować turniej szachów i by się działo. A dla trąbek i pijanych panów można stworzyć na zewnątrz strefę zalanych trębaczy ;].

A.

1 komentarz:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...