Taki tam budynek, stał obok, to cyknęłam. |
Z przykrością stwierdzam, że
jestem już w tym wieku, w którym aby balować, trzeba pracować. Generalnie
studia też zbliżają się ku końcowi, więc trzeba pracować nad własną
atrakcyjnością na rynku pracy, czy coś. Z tego względu sama skazałam się na
pobyt w jakże nielubianej przeze mnie stolycy naszeg kraju-raju.
Nie mogę narzekać, bo pracę mam,
czyli zdobywam doświadczenie, czyli może kiedyś ktoś zatrudni mnie na serio. No
ale co poza tym? To miasto wzbudza we mnie niczym nieuzasadnioną agresję. W
dodatku cały poprzedni tydzień byłam pozbawiona okna na świat – Internetu. Cud,
że Marcin pożyczył mi kompa (ale po prawdzie, odwyk mu się przyda, a ja na
czymś pracować musiałam). Na szczęście z nastaniem poprzedniego poniedziałku
czasy ciemności się skończyły i dysponuję już wszystkim, czego do życia
potrzebuję.
Tyle tylko, że następne półtorej miesiąca
spędzam w TYM mieście. I warto byłoby coś z tym zrobić. Dlatego też mam zamiar
być dzielna i zobaczyć tyle, ile się da. Przecież nie być w tych wszystkich
znanych (i tych mniej znanych także, nawet bardziej) miejscówkach stołecznych
jest niemalże grzechem, kiedy już człowiek zdecydował się marnować czas tutaj.
No i Warszawa latem otwiera pewne możliwości, żeby umilić czas mieszkańcom. Dziś
śmigam chociażby na kino plenerowe na Ursynowie. To mi się podoba.
Tęsknię za Poznaniem. Ale Warszawa
da się lubić, prawda?
A.
Weź się ciesz, że pracę masz. I kino plenerowe (!). Zazdroszczę, serio.
OdpowiedzUsuńFajnie fajnie... :D
OdpowiedzUsuńw Pyrowie też kino plenerowe. Olsztyn też ma. Phi, Warszawa :P pozdro znad morza!
OdpowiedzUsuń